Recenzja filmu

Janis (2015)
Amy Berg
Janis Joplin
Cat Power

Wołanie o pomoc

Amy Berg próbuje wydestylować z pomnikowej, świętej Janis pierwiastek czysto ludzki, podobnie jak Kapadia z biografii Winehouse, dając przemówić freudowskiemu dzieciństwu: lękom i krzywdom. Czy
Nie ma wątpliwości – mimo odmiennych realiów historycznych dokument o Janis Joplin nie uniknie porównań z bestsellerową "Amy" Asifa Kapadii. Zmagania z uzależnieniem, gwałtowna i bezprecedensowo szybka kariera artystyczna, problemy emocjonalne i w końcu śmierć u progu dorosłości. Do budowy efektownej paraleli nie potrzeba wiele więcej. Ale widać też jaskrawe różnice – "celebryckość" Joplin rozwijała się w odmiennych warunkach, w epoce poprzedzającej totalną tabloidyzację mediów i żerowanie na krzywdzie "znanych i lubianych". Bezkompromisową postawę artystki ukształtował sprzeciw wobec purytańskiej kultury USA, która na początku lat 60. dopiero zaczynała wchodzić w fazę buntu i przemodelowania. Dziewczyna z prowincjonalnej mieściny w Teksasie dojrzała od tamtej pory jako wyrazisty symbol kontrkultury – jej nonkonformizm to już coś swoistego dla epoki, świadectwo minionych wartości, skonsumowanych i wyplutych. Amy Berg próbuje wydestylować z pomnikowej, świętej Janis pierwiastek czysto ludzki, podobnie jak Kapadia z biografii Winehouse, dając przemówić freudowskiemu dzieciństwu: lękom i krzywdom. Czy ten rodzaj "aktualizacji" rzeczywiście wnosi coś nowego na temat Joplin, czy jedynie potwierdza popularny stereotyp "talent i autodestrukcja zawsze idą w parze"?



Z połączenia archiwalnych obrazów, listów do rodziny pisanych przez artystkę i wypowiedzi gadających głów wyłania się narracja o kobiecie skrzywdzonej, niepewnej własnej wartości, stale skupionej na poszukiwaniu akceptacji. Niezwykła ekspresja wokalna Joplin – przesycony emocją głos; TEN głos, rozpoznawalny niezależnie od pokoleniowego dystansu – otrzymuje nowe znaczenie: jest wołaniem o pomoc, ale także wołaniem o uwagę. Dla młodej Janis – ignorowanej przez rówieśników, ekscentrycznie ubranej, łobuzerskiej, "męskiej" – odrzucenie utrwaliło się jako życiowa trauma; odczucie fundamentalne, definiujące wszystkie następujące po nim relacje, jakby wbrew znanym obrazom scenicznej charyzmy i wolności. "Ryzykanctwo" – skłonność do nadużywania alkoholu i narkotyków – odczytujemy w obrazach Berg i jako patent na odreagowanie, i jako metodę nieustannego utrzymywania skupionej uwagi otoczenia. W czytanych aksamitnym głosem wokalistki Chan Marshall (a.k.a. Cat Power) listach do rodziców jak bumerang powraca wciąż i wciąż ten sam temat-problem-pragnienie – wielka fascynacja ludzką odmiennością, wolnością ekspresji, marzenie o odróżnieniu i dostrzeżeniu, byciu po wsze czasy "cool". Ten wewnętrzny dialog Joplin z samą sobą zagłusza mimowolnie muzykę, która w filmie gra istotną rolę, ale mocnymi splotami łączy się z portretem psychologicznym – zbyt łopatologicznym, pobieżnym, łagodnym i ufnym dla świadków i słowa pisanego. Ale jednocześnie reżyserka dawkuje emocje i intymność w sposób na tyle zniuansowany, że znana historia może wybrzmieć raz jeszcze i wciągnąć nas w swój tok, w dającą przyjemność repetycję, błogie wspominanie tamtych "ciekawszych czasów". 



Dlatego nie warto nadmiernie skupiać się na faktach – owszem, archiwaliów mamy tutaj całe mnóstwo, od nagrań z kontrkulturowego San Francisco, aż po kultowy Monterey Pop Festival i koncerty w pionierskich, undergroundowych klubach. Podobnie członkowie Big Brother and The Holding Company, pierwszego zespołu Joplin, a także przepytywani producenci i wydawcy mówią tylko "oczekiwanym" tekstem – w końcu składają hołd, a i pewnie opowiadali tę historię już setki razy i opowiedzą jeszcze z tysiąc. Liczy się emocja – rodzaj "aury", która otacza tamte czasy i tamtych ludzi, dodając im trudnej do zdefiniowania autentyczności. Może to zwykła nostalgia? Może osławiona "retromania" – nadmierna wiara w wyższą wartość minionych popkultur? Przecież to żaden wstyd, kolejne pokolenie będzie niedługo płakać po Ianie Curtisie, Cobainie, Amy Winehouse, zapłacze i po Joplin. Jej witalność i seksualność zamieni się w naszej zbiorowej pamięci w krzyk rozpaczy. Lepsze to niż puste, plastikowe echo "odpimpowanych" teledysków z YouTube'a. Nie mam racji?
1 10
Moja ocena:
7
Publicysta, eseista, krytyk filmowy. Stały współpracownik Filmwebu, o kinie, sztuce i społeczeństwie pisze dla "Dwutygodnika", "Czasu Kultury", "Krytyki Politycznej", "Szumu" i innych. Z wykształcenia... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Dokument Amy Berg poświęcony Janis Joplin jest zrealizowany schematycznie. Pokazuje życie artystki od... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones